wtorek, 29 stycznia 2013

Haters gonna hate

A dzisiaj, oprócz kilku innych rzeczy, będzie o hejteryzmie.
Dlaczego? Bo odczułam dziś coś, czego nie czułam od paru miesięcy, a co zawsze w Polsce sprawiało, że tęskniłam za CRSem albo modliłam się, żeby dostać się do UWC.
Liczę się z tym, że moja opinia może spotkać się z... o ironio, jeszcze większym hejteryzmem, bo żyjąc w tym na co dzień nie wszyscy zdają sobie sprawę, że można inaczej. Zdaję sobie z tego sprawę i oblewam to ciepłym moczem. Zresztą, chyba tradycyjnie.

Ale przechodząc do puenty...
W Polsce idea doceniania nie istnieje. To znaczy, istnieją dwa różne bieguny tego pojęcia, a złotego środka zwyczajnie nie ma. Istnieje przecenienie - które opisałabym jako pisane patosem dzieje tradycji wręczania Medali Za Chuj Wie Co lub ewentualnie chowania ludzi na Wawelu - oraz totalna obojętność na zasługi drugiej osoby. I można tego nie widzieć, jak już wspominałam, dopóki się żyje w tym świecie - ale kiedy tylko zasmakuje się życia w społeczności kierowanej normami społecznymi w bardziej cywilizowanych kręgach kulturowych, łatwo zauważyć, jak bardzo w Polszy tego brakuje.
Dla przykładu - na stronach międzynarodowych społeczności, grup przyjaciół i tak dalej popularne jest ostatnimi czasy tworzenie stron typu "MUWCI compliments", gdzie wypisuje się, anonimowo lub nie, komplementy na temat swoich przyjaciół. Miłe? Miłe. Fajne? Fajne. Pomysł fajny, nie wiem, do czego możnaby się przypieprzyć. Tradycja "lajkowania" na fejsbuku tylko sprawia, że rzecz jest jeszcze milsza, gdy inni się z danym komplementem zgodzą i go polubią.
Niekoniecznie zainspirowana MUWCI compliments, jednak mając ideę w głowie, postanowiłam ostatnio docenić pewną osobę w podobny sposób, gdyż ogrom pracy, jaki wykonała, i profesjonalizm, jakim się ta osoba wykazała na swoim stanowisku, zrobił na mnie mega wrażenie. Postanowiłam użyć do tego fejsbuka.
Godzinę później zostałam nazwana mistrzynią wazeliniarstwa przez osobę trzecią.
I wiecie co? Mnie naprawdę nie chodzi o tę osobę, o to, czy ma rację, czy nie, czy też ja faktycznie jestem mistrzem wazeliniarstwa, czy nie... Mnie tylko chodzi o samo zjawisko, które z krajów rzekomo rozwiniętych zaobserwowałam tylko i wyłącznie w Polsce: i właśnie zastanawiam się, jak to nazwać. Syndrom Gówno-Mi-Do-Tego-Ale-I-Tak-Powiem-Swoje? A może Nie-Moja-Sprawa-Ale-Niech-No-Ja-Skomentuję?
A może to był tylko 'niewinny' żarcik? Może. Tylko dlaczego doświadczyłam żartowania w ten sposób tylko u nas? Żeby pół żarcikiem, pół serio zaakcentować to, co naprawdę ma się na myśli.
I nie chcę tu mówić o tym konkretnym przypadku, ale ogółem. To zdarza się naprawdę często.
Ostatnio Marie z Danii wrzuciła na fejsbuka zrzut ekranu, gdy w google wpisuje się "why Danish people are". Autouzupełnienie wyszukiwarki pokazuje "so beautiful", "so nice" i tak dalej.
Z ciekawości sprawdziłam Polskę.



Tak więc wychodzi na to, że jesteśmy nieuprzejmi, snobistyczni, ludzie się z nas śmieją, a nasi mężczyźni są silni. Oczywiście ludzie zadają pytania, a inni ludzie w internecie nas bronią - że spotkali miłych Polaków, że jeden przypadek nie odzwierciedla całej nacji.
Tylko że, moi drodzy zagraniczni przyjaciele, ja jako Polka mam problemy z uwierzeniem w to, że jesteśmy miłym narodem.
Narodem pozbawionym przejebanej zawiści, uszczypliwości, mentalności typu "ja nie mam i drugiemu nie dam". Lub, jak zauważyłam u tych nieco inteligentniejszych rówieśników, ludzi mojego pokolenia, snobistycznego sarkazmu patrzącego na każdą inną opinię z dozą obrzydzenia. I to przekonanie, to cholerne przekonanie, że ma się rację i w związku z tym należy udowodnić drugiej osobie, że jest głupia.
I jeszcze raz: omówiony przeze mnie przykład z komplementami jest tylko jednym z wielu tego przypadków. Ktoś z Was pewnie powie "a, przeżywasz komentarz na fejsie", albo "ja pierdolę, dramat o gówno", prawda?
Tylko że różnica między taką typowo polską mentalnością a mentalnością prawdziwej, godnej społeczności jest taka, że ma się prawo do tej odmiennej opinii i, w przeciwieństwie do Polszy, JEST ONO EGZEKWOWANE.
Mam przyjaciół, którzy mówią "Hej, pokolenie Polaczków wyginie, my jesteśmy tym ogarniętym". Ale ta nienawiść, ta uszczypliwość i upierdliwość jest obecna w internecie odkąd pamiętam. I uczymy się tego od dzieciństwa. Że jest tylko jeden godny punkt widzenia ("albo ktoś Cię lubi, albo nie - a jak po Tobie jedzie, to olej"), że wazelina to syf, a publiczne docenienie czyjejś pracy to żenada. Może i żenada, ale czemu tylko u nas?
Już na CRSie widziałam, że w społeczności, gdzie nie ma takiego stygmatu jeżdżenia po sobie, żyje się znacznie milej. Uczciwiej. Szczerzej. Bardziej otwarcie. Jak dla mnie, po prostu lepiej.

Pamiętam, jak z moim przyjacielem Miśkiem (Miśku! :*) musieliśmy jakoś przebrnąć przez 3 lata gimnazjum w małym mieście, gdzie zjawisko hejtowania bez powodu było chlebem powszednim. Miśku nie nosił dresów, więc od razu oczywiście mówiło się, że jest pedałem - ja ogólnie byłam "nie taka", bo ani na religię nie chodziłam, ani nie bałam się powiedzieć ludziom rzeczy prosto w twarz, żeby nie musieć ich obgadywać za plecami. Czy to nas bolało? Na pewno, kogo by nie bolało. Ale stwierdziliśmy, że nie ma mowy, nie damy się. Chociaż było trudno.
Ilekroć z Miśkiem o tym hejtowaniu rozmawialiśmy, wzruszał ramionami i mówił "Polska". Pamiętam, jak mnie to irytowało, bo jeszcze tkwiła we mnie nutka patriotyzmu (o ironio!) i ta nadzieja, że jak już skończę to gimnazjum, to będzie normalnie.
I najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że gimnazjum się skończyło, a normalnie nie jest.

Chyba się z tym po prostu muszę pogodzić. Albo po prostu uciekać. Do ludzi i miejsc tym zjawiskiem nieskażonym. Takie miejsca są też w internecie, moi mili, i zdecydowałam się polecić kilka. Ostatnio wpadłam trochę w te blogi i chyba zostanę w tym środowisku na dłużej. Tu mi dobrze. Tu jest zacnie.

Więc polecam:
  • na co dzień: Stay Fly. Co prawda trochę tu za bardzo "lajfstajlowo" jak na moje klimaty i nie zawsze się z autorem zgadzam (a jak wrzuca przepisy kulinarne to mnie skręca z czystej zazdrości, bo aktualnie wpierdalam ryż i ćapati), ale ciekawie tam, przytulnie, świetnie pod względem ciętego języka i przede wszystkim: inteligentnie. Stay Fly'a poznałam na Wawelowe (bo Ela i jej niesamowicie inteligentny styl rozgrywania gry w randkowanie przyciąga fajnych ludzi), gdzie przyszedł sprawdzić, co w speed-datingach piszczy i z czym to się je. Pewnie nawet tego nie pamięta, bo i ja w Wawelowe byłam stosunkowo świeża, ale adres bloga podrzucił. I od tego czasu śledzę regularnie.
  • moje ostatnie odkrycie, którym jaram się jak Rzym za Nerona: Venila Kostis. Trafiłam na jej bloga z jakiegoś rankingu i na początku pomyślałam "o, to jeden z tych blogów ładnych lasek, które wstawiają ładne zdjęcia i generalnie dookoła nich wszystko jest ładne, czyli nic ciekawego". Jakże się myliłam! Venila oprócz tego, że się ubiera całkiem spoko, ma coś, co cenię wszędzie, a w internecie zwłaszcza: intelekt. Natomiast tym, co sprawia, że całego bloga chłonę i ubóstwiam, jest to,że jest jedną z niewielu osób, które są mi w stanie zaimponować. I to nie zaimponować poprzez pokazywanie, jakim się jest zajebistym, bogatym, odzianym w sukces i buty za pięć stów człowiekiem, a przez... skromność? Venila zwiedziła pół świata, trochę się nad tym naharowała, skończyła studia, prowadzi świetną stronę Pick Me Up oraz jakieś tam firmy, projekty, słowem - zrealizowała się we wszystkich dziedzinach, w jakich ja chciałabym się realizować (kariera, związek, podróże, samorealizacja), a dalej jest osobą inteligentną, dosyć skromną (choć pewną siebie) i posiadającą znacznie więcej niż przyjemną dla oka aparycję. 
  • Raspberry and Red  - z tym blogiem przeszłam długą drogę, aż w końcu udało mi się dojść do punktu, gdzie przyznaję się otwarcie do dwóch rzeczy: że uwielbiam zarówno R&R, jak i właścicielkę - i mogę się jedynie cieszyć, że jesteśmy przyjaciółkami z tej samej licealnej klasy. Chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałam, że R&R to nie blog z kategorii "ładny blog, ładna laska, ładne ciuchy, nic poza tym" - i w tym jest całkowicie moja wina, bo z całych sił usiłowałam go zaszufladkować do tej kategorii. A potem w końcu zrozumiałam, dlaczego mi to nie wychodzi - bo po prostu tak nie jest. Wera to nie tylko atrakcyjna wizualnie osoba - to również naprawdę piękna dusza. I osoba, z którą po prostu chce się przyjaźnić, chociażby po to, by buszować razem po sklepach typu MotherCare :) 
    (a że bloga komentują laski, które pytają ją, jak układa włosy, czym zmywa makijaż i od której strony maluje paznokcie... na to mogę przymknąć oko ;))
  • Inny koncept - Z Pawłem poznaliśmy się kilka lat temu przez absolutnie magiczną stronę Otwarty-Świat.pl, która już niestety nie istnieje (ale w linku ciekawy artykuł na jego temat), a my mimo to ciągle się kumplujemy. To on jest autorem podcastu o CRSie, w którym wystąpiłam na jego starym blogu. Czym jest podcast, dowiecie się z Innego Konceptu, a ja tylko powiem, że Paweł to takie wspaniałe indywiduum. że po prostu albo się go kocha w całości, albo zastanawia co, do cholery, jest nie tak z tym człowiekiem. W moim przypadku pierwsza opcja sprawdza się znakomicie. W przypadku mojej Mamy także, a Paweł w moim domu nazywany jest zięciuniem :D
  •  Tattwę też odkryłam dopiero niedawno i jeszcze chyba nie mam zdania na jej temat, ale czuję, że powoli się tworzy. I że chyba zostanę tam na dłużej. "Przemądrzała blogerka z manią wielkości. Jeśli szukasz wzoru do naśladowania - to nie jest blog dla Ciebie", czyli cytat bezpośredno z jej bloga, być może Was przekona.

2 komentarze:

  1. O jaaa. Twój wpis to chyba najmilsza rzecz, jaka mnie dzisiaj spotkała. DZIĘ-KU-JĘ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakiś bunt Małolaty na świat zastany, ale dobrze, bo jest nadzieja, że coś zmienicie, kiedy mnie już nie będzie! I nie ujawniać mi tu sekretów rodzinnych! (pozdro dla zięciunia! :) ) Mami

    OdpowiedzUsuń