czwartek, 4 kwietnia 2013

Notka motywacyjna

Hurra! Nowa szata graficzna! Zainspirowana Weroniką (którą bardzo serdecznie tu pozdrawiam i buziam), dokonałam małej rewolucji. Dziś mały przerywnik od notek z Travel Week'u, a będzie to przerywnik motywacyjny.
Nie wiedzieć czemu, mimo +30 stopni w słońcu, braku większych problemów i jako takiej życiowej stabilizacji zaczęłam odczuwać polską zimowo-kwietniową depresję (7000 km pokonała, zdolniacha) i w ostatnim tygodniu miałam jakiś taki spadek formy. Nie oznacza to jednak, że się poddałam absolutnie.

Wielu z Was opowiada mi o swoich przedwiosennych dołkach, dlatego też postanowiłam napisać dziś trochę o tym, jak takie zażegnać. Możecie myśleć, że są zależne od pogody - ale skoro i ja w Indiach takie miałam, to już chyba siedzi po prostu w naszej mentalności.

Jak więc sobie radzić ze wszelkimi smutami tego typu? Jest kilka opcji.

Po pierwsze:

A dzieło to stworzył Dem - www.demland.info - twórca internetowych komiksów, które są tak ubogie, tak głupie i tak bez sensu, że aż je uwielbiam. I w tym akurat obrazku dopatruję się wyższego sensu.
Wiem, że za oknem same śniegi i minusy, wiem, że nie masz pieniędzy, wiem wszystko - ale od siedzenia w domu, wpieprzania czipsów i oglądania "Gry o tron", "Glee" czy innych tam "Zagubionych" (wiem, wiem, to już passe) jeszcze nikomu nie zrobiło się lepiej. A przynajmniej nie na tyle lepiej, by odczuć dużą poprawę na dłużej.

Ja ostatnimi czasy naoglądałam się tyle "Walking Dead" (3 sezon jest całkiem całkiem, Sewer, zwracam honor) i "Bez Tajemnic", że nie mogłam już patrzeć ani na fejsbuka, ani na laptopa w ogóle. I w dodatku nie było mi z tym ani trochę lepiej, a poczucie alienacji rosło.
I co wtedy?
Ruszyłam na zajęcia z flashmoba. Chyba wszyscy przechodzili kryzys, bo spotkanie poziom energii miało tak depresyjnie niski, iż rozważałam, czy wiatrak wiszący u sufitu udźwignąłby moje x kilogramów, gdybym zechciała się na nim powiesić.

I w końcu stwierdziłam, że moja egzystencja na tym ziemskim padole jest tak mierna i nudna (tak, tak, nawet w Indiach), iż należy kopnąć się w cztery litery z całej siły. Przy okazji natrafiłam na wspaniałe wideo, podesłane fejsbukowo przez Elę. Pan Jacek prawi tak mądrze, że wymiękam. I tak, to jest jeden z tych filmów, po których po prostu chcesz się kopnąć w dupę i wziąć za siebie w taki sposób, o jakim słyszymy w filmach, a na jaki zawsze braknie nam odwagi. I mimo iż nie mam 100 000 na campera i nawet nie chciałabym ich mieć, nagle w pamięci stanął mi obrazek z jazdy jeepem na lotnisko w Bombaju na początku grudnia. Jechałyśmy autostradą z dziewczynami, gdy nagle zobaczyłam znak "DO NOT STOP ON THE HIGHWAY".
I tak sobie pomyślałam: cholera, ale fajny przekaz.
Autostrada ta może mieć różne znaczenia, ale ja zinterpretowałabym to tak: misiaki moje, żyjemy tu i teraz i nigdy więcej nie będziemy mieć już tylu lat, ile mamy (aż postawię świeczkę dla kończącego się okresu mojej niepełnoletności: [*]). Jak możemy przeczytać w "Persepolis" (Marjane Satrapi): life is too short to be lived badly, więc na miłość boską, żyjmy tak, by naszym znajomym zrobiło się nudno po naszej śmierci.
I aby to wszystko osiągnąć, należy pójść za radą Dema i wyjść z domu. Kto wie, czy pod naszym domem nie napierdalają się magowie - a zapewniam Was, że nie chcielibyście opuścić miejscowej wersji bitwy o Hogwart.

Sport również działa rewelacyjnie i z wychodzeniem z domu się łączy - ostatnio rozpoczęłam zajęcia z zumby na kampusie, łączę je także z medytacją z programu Peace Net Revolution. I powiem Wam, że czuję się z tym całkiem świetnie :D

Pamiętam, jak jakiś rok temu wyszłam rano z naszego mieszkania w Nowej Hucie do supermarketu. Miałam taki pomysł, by przestać wpieprzać zupki chińskie i zrobić zakupy na wspaniały, odżywczy i zdrowy obiad. Akurat byłam tuż po jakiejś imprezie, była to sobota, godzina 8 rano. Umysł mój nie działał na najwyższych obrotach, więc stałam dłuższą chwilę przy półce z olejami, starając się obliczyć, który się opłaca kupić najbardziej. I nagle podchodzi do mnie przedstawiciel nowohuckiej dresiarni, wypisz wymaluj stereotypowy, ortalionowy mieszkaniec tej części Krakowa, i pyta:
- Ej, przepraszam Cię... dałabyś mi swój numer telefonu?
Być może przegapiłam miłość swojego życia, ale sprawność mojego umysłu po imprezie + fakt, że dres powiedział do mnie "przepraszam" sprawiły, że uśmiechnęłam się tylko i grzecznie powiedziałam mu "niestety nie".
Fakt, iż o ósmej rano w soboty w Polo Markecie podchodzą do ludzi dresiarze i proszą o Twój numer przekonał mnie do końca życia, ze dla tak ekstramalnych przeżyć warto wychodzić z domu :D

Przy wychodzeniu z domu (zwłaszcza na wiosnę) może nam dokuczać fakt, że jakoś wszyscy dookoła chodzą za rączki, a my najwyżej możemy przytulić torbę na ramieniu. Drogie panie i panowie, już prawie osiemnaście lat chodzę po tej ziemi i jeszcze nie znalazłam na to remedium, ale zapewniam Was, że jak tylko znajdę, to się nim z Wami podzielę. Zawsze możemy się wspierać tymi wszystkimi filmami o wielkich miłościach, historiami znajomych znajomych i linkami z yt takimi jak ten, mając nadzieję, że i nas kiedyś spotka taka wielka przygoda.



Co jeszcze możemy zrobić? Pooglądać filmy turbomotywacyjne, takie jak np. "Jestem na tak", "Jabłka Adama", "Choć goni nas czas" czy "Nietykalni". Możemy również pooglądać wyciskające łzy z oczu komedie romantyczne, ale mnie chodzi o to, żebyśmy wzięli się za siebie, a nie siedzieli z pudełkiem lodów przed telewizorem, rozpaczając z powodu szczęścia Bridget Jones podczas gdy Wy siedzicie sami z lodami i kocykiem z syndromem "Nikt mnie nie kocha".

Syndrom "nikt mnie nie kocha, świat jest zły" dopada każdego i jest to całkowicie normalne. Ale mnie się wydaje (a przynajmniej staram się tak żyć), że wszystko przyjdzie w swoim czasie.
I tu przestroga: pamiętajcie tylko, żeby za te zmiany w życiu i w sobie wziąć się jak najwcześniej. Żeby się nie okazało, że skończymy tak jak pani w tym teledysku (muzyka z dzisiejszych notek mocno nie moja, ale filmowo są zacne):



Damy radę, Misiaki. Damy radę. :)

5 komentarzy:

  1. trafiłam tu z przypadku, ale kiedy już wrócisz z tych indii bardzo chciałabym Cię poznać.

    OdpowiedzUsuń
  2. mama sie pyta czy ta weronika to ja a tak w ogole jak piszesz komentarze to czcionka całej stronki jest bardzo fajna, ale na głównej ssie ;p spraaawdz to.

    W.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieki za motywacje.faktycznie znakazlam jakis magow za domem :-p.

    OdpowiedzUsuń
  4. dyżurny biolchem7 kwietnia 2013 13:18

    Droga Soniu,
    muszę Ci powiedzieć, że wpis motywacyjny odniósł połowiczny skutek, ponieważ właśnie spędziłam cały weekend i pół piątku nadrabiając zaległe notki na Twoim blogu zamiast wziąć się do roboty. Procrastinators gonna procrastinate.
    Pozdrawiam,
    Dyżurny biolchem
    PS. Wreszcie da się dodać komentarz z Opery. Dosko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gra o tron wcale nie jest taka zła, jak się wydaje. O! ;)

    OdpowiedzUsuń